Teksty (PL)

Droga

Nikt z nas nie wie, co przyniesie kolejny poranek
Jeśli o mnie chodzi, to nawet nie chcę wiedzieć
Bez względu na wszystko, idę przez życie swoją drogą ,
A najlepsze jest to, że nie wiem gdzie ta droga mnie zaprowadzi,
Ta niewiadoma jest mą wierną towarzyszką i dlatego
Zawsze chcę mieć ręce wolne od władzy
Człowiek bez władzy, bardzo szybko zrozumie
Jak silny wpływ, wywiera ona na ludzkie życie i byt
Niepostrzeżenie wkrada się do myśli
Wabi słabych duchem na swój słodki lep
Chciałbym zachować kontrolę nad swymi czynami
Oprzeć się uwsteczniającym pokusom

Spojrzenia wstecz

Domy na drzewach już jakiś czas świecą pustką
Papierowe smoki, nadaremno próbują zerwać się ze sznurów
Wyrzucamy zużyte rzeczy aby zastąpić je nowymi
Obrazy z naszego życia wkładamy do ustalonych ram
Pomału zapominamy zacierając granicę/krawędź

Struny pożera rdza i już nikt nie chce tańczyć
Już nikt nie chce słuchać tych pieśni
Ognisty żar już dawno wygasł
A my zamiast refleksji, wybieramy zapomnienie,
A zamiast zrozumienia wolimy szydzić

Stare ścieżki pomału zarastają krzewami
Mętne zarysy sylwetek, giną w szarzejącym krajobrazie,
A wkrótce spadnie śnieg

Spacer kanałami

Najłatwiej podążać według utartych społecznych schematów
i bezmyślnie wyrażać zgodę
Najłatwiej pozwolić innym, decydować o naszej przyszłości
Człowiek przez wizjer wciąga z ulicy prywatne życie innych
Utożsamianie z serialowymi postaciami dodaje poczucia niezwykłości
Ile razy myślałeś o ucieczce, z powodu nie spłaconej hipoteki
Gdy praca nie daje pewności
Nie ma czasu na własne życie, kiedy pot i krew stały się walutą
Harmonogram płatności towarzyszy nam od narodzin do śmierci
Dlaczego powinienem żyć według tych zasad?
Mam własny umysł, aby samemu decydować
Usta aby wyrazić swoje zdanie, oczy aby widzieć
I uszy, żeby słyszeć innych

Lubię spacerować brudnymi kanałami, kilka metrów pod ziemią
W których często można poczuć odświeżający powiew poznania
Bo czym jest to życie, jeśli nie poszukiwaniem
Czasem zanurzając się w rynsztoku, można znaleźć prawdy czystsze
Od tych, które uznawane są za nieskazitelne

Po co miałbym pozostawać w manipulowanym motłochu
Dlaczego miałbym być częścią cyrku kariery
Nie widzę powodu, aby w każdą niedzielę słuchać bajek w kościele
Myślę, że ważniejszym jest czytanie między wierszami
Po co nam bóg czy ojczyzna , zamiast słuchania tych oszustw lepiej zadawać pytania
Najważniejsze to nie stać w miejscu, tylko stale posuwać się do przodu
Każdy jest sam sobie panem, nie chcę być nowym zbawicielem
Będę próbował podążać swoją drogą i na pewno nie chcę z niej zboczyć

Lubię spacerować brudnymi kanałami, kilka metrów pod ziemią
W których często można poczuć odświeżający powiew poznania
Bo czym jest to życie, jeśli nie poszukiwaniem
Czasem zanurzając się w rynsztoku, można znaleźć prawdy czystsze
Od tych, które uznawane są za nieskazitelne

Kolektywny

Jedzie traktor, jest to Zetor
Jedzie w góry, orać ziemniaczane pole,
Ludzie stworzyli kolektyw
I wspólnie nim zarządzają
Razem polu pracują
Potem plony rozdzielą
Między tymi, którzy najbardziej potrzebują

Kolektywne działanie, kolektywne działanie, kolektywne działanie młodzieży
Kolektywne działanie, kolektywne działanie, kolektywne działanie młodzieży

Wielka rodzinka

Wielki brat nie zjawił się sam od siebie
Z za jego pleców, obserwuje go jego gigantyczna matka
Ich związek jest doskonały, idealna rodzinna harmonia
Ich symbiozy nie przerwie żadna kłótnia
Codziennie stada owieczek
Składają dary na ołtarz świętej dwójcy
Pozornie bezwartościowe fragmenty własnych żywotów
Gromadzi się je w świątyni tytanów gdzie są dokładnie strzeżone
Jeśli okażą się wartościowe, są dopisane do listy
Wybranego baranka ofiarują tłumowi
Rozwścieczona bestia dostaje swoją ofiarę
Po tym, zaspokojony motłoch spokojnie się rozejdzie i już po problemie
Tak ten system skutecznie funkcjonuje, od zarania dziejów
Karmimy własnego kata i jeszcze nas to cieszy
Zasad nie można naruszyć, wprawdzie zapewnia nam bezpieczeństwo,
Ale za złotym ogrodzeniem.

Rytuał wolności

W ognisku już strzela ogień, tańczy się wokół totemu
Czarownice latają na miotłach, chochliki psocą
Wśród zebranych krąży piekielny bimber, a czarty się radują
To nie jest piekło, ale karnawał niechcianych
Jesteśmy jednymi z nich i wzywamy stara ideę wolności,
Bębny rytualnie wibrują, a wino grzeje w gardłach
W tym kręgu buntowników, bandytów i wyrzutków
Wszystkie kajdany władzy, płoną w ogniu wolności

Brachu, dzisiaj będzie hardcore party, let’s go
Wszystkie banki i parlamenty zapłoną w naszych głowach
Siostro, dzisiaj będzie dym, com on
Odlecą z nim uprzedzenia i dogmaty
W cieniu władzy, pod osłoną nocy
Rodzą się odważne sny
Kiedy księżyc oświetli marzeniom drogę do świata
W oczach marzycieli zapłynie odwet

Skojarzenia

Sprane naszywki, brudna muzyka
Punkowe fanziny, DIY etyka
Demonstracje, koncerty, krytyczne myślenie
Segregacja odpadów, granic burzenie
Kasety, winyle, teksty i przekłady
Nagrania wydawane na własną rękę
Stoły z distrami, anarchistyczne ulotki
Pogo, mosh, stagediving,
Policyjne kontrole, ataki nazioli
Robienie grafiti, potem uciekanie
Długie wieczory, ciężkie poranki
Podróże po świecie z kapelą lub samemu
Vegańska kuchnia, skłotowanie budynków
Skarby znajdowane w przysklepowych kontenerach
Darmowe posiłki, zamiast broni
Zapatystycka kawa, aromat harmonii

Precz

Wilczego maku nie da się przesadzić – a wolnej duszy nie zatrzymasz
Wybiegiem w klatce nie zastąpisz równiny, próbowano już tyle razy
Miłości za pieniądze nie wymienię- nie sprzedam ideałów-
Raczej
Osiodłam wiatr, odlecę precz – za sobą zostawię rdzewiejące kraty

Tak daleko jak tylko się da
A może jeszcze trochę dalej
Przecież śmietniki są tu pełne
Porzuconych marzeń

Tak daleko jak tylko się da
Tak daleko jak tylko się da
Tak daleko jak tylko się da
Rozwinąć swoje możliwości

Za murem

Postawili mur, byśmy nie widzieli
Strzelali z broni, abyśmy nie słyszeli
Lament i cierpienie, hańba i poniżenie
W największym więzieniu, pod gołym niebem
Postawili mur, abyśmy nie widzieli
Co się za nim dzieje
Hukiem strzałów nas ogłuszyli
Abyśmy nie słyszeli, abyśmy nie słyszeli

Przerażone głosy rodzin wypędzonych ze swych domów
Zagłuszone wściekłym rykiem silników
Buldożerów, które zrównają z ziemią
Wspomnienia i pogrzebią nadzieje
Abyśmy nie widzieli obrazu nędzy
Kolejek na punktach kontroli i oczu ludzi
Którzy się przechadzają piekłem na ziemi
Realia życia na obszarach okupowanych
Przywłaszczanie gruntów, zabójcze blokady
Budowa izraelskich osiedli
Codzienne poniżanie, szykanowanie cywilów
Ponieważ każdy Palestyńczyk jest potencjalnym terrorystą

Na udręczoną ziemię, zamiast deszczu spadają rakiety
Zamiast wody, krew nawilża glebę
Atmosfera strachu, beznadzieja żywota
Tak wygląda codzienność w Strefie Gazy

Kolejna pieśń przeciwko wojnie

Zbrodnie wojenne, śmierć i tortury
Ofiary w cywilach, przerażające rany
Szramy na duszy, blizny na ciele
Bolesne wspomnienia o zmarłych bliskich
Zniszczone miasta, rozbite rodziny
Najbardziej cierpią bezbronni niewinni
Po wojnie obudowa na korzyść mocarstw
Zawsze wygrywają potężni wariaci

Produkcja broni to handel cierpieniem
Dochód ze sprzedaży nie zwróci życia
Wojna to najbardziej opłacalny biznes
Pogoń za zyskiem ze złowrogim wojennym okrzykiem

Wspieranie wszystkich stron bezsensownych konfliktów
Na śmierci zarabiają dranie w smokingach
Nie mogę i nie chcę zrozumieć ich motywacji
Moralności rozmytej w bankowych transakcjach

To jest jeszcze jedna piosenka przeciwko zbrojeniom
Rymowanka o wojnie, która prawdopodobnie nic nie zmieni
Powstają kolejne pieśni ale broń dalej zabija
I chociaż my tu śpiewamy, ludzie cały czas giną

Społeczność prostych rozwiązań

Zbiorowa ślepota płodzi bezsilność myślenia
Na skomplikowane problemy, należy stosować proste rozwiązania
Społeczność samozwańczych barowych katów
Dokładnie tak jak chcieli architekci państwa

Tępe mózgi z betonu i serca z ołowiu
Silne łokcie, szerokie ramiona
Frustracja postawiona na silnych słowach
Hartuje się jak rozgrzany metal
Stając się coraz silniejszą
Idea ludzkości zamienia się w pustynię
Ostre słowa są podstawą do karnej ekspedycji
Która wszystkich, którzy idą w innym kierunku
Przeniesie do łagrów
Do łagrów